Sprawa „małpiego selfie”: dźwięki natury, utwór a wideogram.

Ciekawa sprawa pojawiła się ostatnio w mediach. Chodzi o tzw. „małpie selfie”, czyli zdjęcie zrobione przez makaka, małpę żyjącą w Indonezji.

Aparat fotograficzny należał do brytyjskiego fotografa natury Davida Slatera. Zwierzę zabrało mu aparat i zaciekawione odgłosem migawki zrobiło wiele zdjęć, w tym dwa wyjątkowo udane „selfie”, które znalazły się w Wikipedii i zdobyły wielką popularność na całym świecie.

Fotograf zażądał usunięcia zdjęć z ogólnodostępnego serwisu. Ostatnio otrzymał ostateczną odpowiedź od Fundacji Wikimedia, która odmówiła argumentując, że Brytyjczyk nie ma praw do tych fotografii, ponieważ znajdują się one w domenie publicznej. Dlaczego? Ponieważ zgodnie z prawem autorskim utwór może powstać jedynie jako przejaw działalności twórczej człowieka. Wszelkie, nawet bardzo udane czy ciekawe prace pochodzące od zwierząt, czy będące rezultatem działań natury (np. szron na szybie okna) nie są chronione prawem autorskim i można z nich dowolnie korzystać.

Reguła ta ma także zastosowanie w muzyce. Odgłosy natury, takie jak śpiew ptaków, gwar ulicy, szum wodospadu, skrzypienie krzesła czy miałczenie kota nie mogą być utworami w rozumieniu prawa autorskiego. Zazwyczaj nawet wplecione w utwór pochodzący od człowieka, same w sobie nie są jego chronionymi elementami.

W przypadku dźwięków natury jest jednak jeden haczyk. Mianowicie nagrania odgłosów przyrody mogą być chronione jako fonogram. Definicja ustawowa wprost obejmuje ochroną pierwsze utrwalenie warstwy dźwiękowej nie tylko wykonania utworu (np. piosenki) ale także utrwalenie „innych zjawisk akustycznych”.

Zgodnie ze słownikiem języka polskiego PWN zjawiskiem jestto, co się wydarzyło” lub „coś niezwykłego”. Zaś słowo „akustyczny” dotyczy „dźwięku jako zjawiska fizycznego”. Wykładnia językowa zatem pozwala na objęcie ochroną prawną nagrań wszelkich dźwięków, które się „wydarzyły”, zatem także dźwięków natury. Także w rozumieniu Konwencji Rzymskiej fonogram to „wyłącznie dźwiękowe utrwalenie dźwięków danego wykonania lub innych dźwięków”.

Co istotne, prawa do korzystania z fonogramu ma producent, czyli osoba, która organizowała i finansowała nagranie. W związku z tym, gdyby opisywana wcześniej sprawa dotyczyła małpich odgłosów zarejestrowanych przez jakiegoś badacza przyrody, to producent tych nagrań miałby prawo do decydowania o umieszczeniu ich w Wikipedii na stosowanej w tym serwisie licencji Creative Commons. Licencja ta pozwala na korzystanie z fonogramów w zakresie daleko wykraczającym poza ustawowy dozwolony użytek.

W razie braku zgody producenta, Fundacja Wikimedia nie mogłaby odmówić usunięcia takiego nagrania. I nie miałoby znaczenia, że nagrane dźwięki pochodzą od zwierzęcia, a nawet to, że samo zwierzę obsługiwało sprzęt nagrywający. W przypadku praw do fonogramów znaczenie ma to, kto organizuje i finansuje nagrania, a nie kto faktycznie dokonuje utrwalenia dźwięków.

Wracając do sfery obrazów, podobnie jak z fonogramami jest z wideogramami. Wideogram to „pierwsze utrwalenie sekwencji ruchomych obrazów z dźwiękiem lub bez”. Tutaj także prawo do decydowania o korzystaniu z video ma producent, a nie osoba, która obsługiwała kamerę.

Skąd te różnice? Dlaczego zdjęcie zrobione przez małpę należy do domeny publicznej, a zarejestrowane przez nią w ten sam sposób wideo należałoby pewnie do właściciela kamery (producenta wideogramu)?

W przypadku fotografii, czyli pewnego utrwalenia zaobserwowanego obrazu, podkreśla się wkład twórczy i indywidualny autora, który dobiera ujęcie, kadr, odpowiednie światło, przesłonę, czas migawki, głębie ostrości, itp. – decyduje o szeregu czynników, które mogą odróżnić zdjęcie tego samego obiektu zrobione w sposób twórczy przez dwie różne osoby. Dlatego zgodnie z prawem twórcą zdjęcia nie może być małpka, choćby efekt przyciśnięcia migawki był olśniewający.

Jeśli zaś chodzi o fonogramy i wideogramy nacisk kładziony jest na techniczną stronę samego utrwalenia, od którego nie wymaga się indywidualnego czy twórczego charakteru. Prawem do decydowania o korzystaniu nagradzany jest tu wysiłek organizacyjny i finansowy, nie zaś praca twórcza. Takie rozróżnienie w większości sytuacji dobrze sprawdza się w praktyce.

Powyższy przykład pokazuje, że prawo stanowione bywa czasem dla człowieka tak brutalne jak prawo dżungli.

Powyższy artykuł został opublikowany w Rzeczpospolitej, w dodatku „Rzecz o prawie” z 21.08.2014 r. pod tytułem: „Brutalne jak prawo dżungli”

Brak komentarzy

Witam serdecznie na moim blogu! Nazywam się Aleksandra Sewerynik. Jestem prawnikiem i dyrygentem. Specjalizuję się w prawie autorskim. Rozumiem muzyków. Chcę pomóc im zrozumieć prawo autorskie.
Pierwsza książka o prawie autorskim napisana specjalnie dla muzyków oraz osób korzystających z muzyki. Ostatnie wpisy