Parodia – legalna czy nie?
Przeglądając program telewizyjny można zauważyć, że Polacy uwielbiają kabarety. Tę tendencję można też zauważyć w internecie, gdzie krąży wiele śmiesznych filmików i parodii znanych programów czy piosenek.
Zmiana technologiczna sprawiła, że obecnie właściwie każdy może wyrazić swoją opinię na temat danej osoby czy utworu, bardzo często właśnie w postaci parodii. Najnowszym przykładem ze sfery popkultury jest piosenka „My Słowianie”, która doczekała się licznych przeróbek – ja natrafiłam na wersje „My piłkarze”, „My Grabarze”, czy „My hrabianki z budowlanki”. Parodie piosenek zazwyczaj polegają na zmianie tekstu, zaśpiewaniu go do oryginalnego podkładu muzycznego i nakręceniu własnego, żartobliwego teledysku.
Jeżeli twórca oryginalnego utworu nie ma nic przeciwko takim przeróbkom – funkcjonują one bez problemu w przestrzeni publicznej i często napędzają zainteresowanie oryginałem. Jeżeli jednak autorowi nie podoba się parodia, to częstokroć poszukuje on ochrony w przepisach prawa autorskiego. Na ile skutecznie?
Parodia w prawie Unii
W tym właśnie kontekście warto wspomnieć o wrześniowym wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który wypowiedział się na temat pojęcia „parodii” w prawie europejskim (C-201/13).
Sprawa dotyczyła przeróbki komiksowego rysunku „Dziki dobroczyńca” autorstwa W. Vandersteenda. Oryginalny rysunek przedstawiał „jednego z głównych bohaterów komiksu, ubranego w białą tunikę i rzucającego monety osobom próbującym je zebrać”. W spornej przeróbce białą postać zastąpił burmistrz Gandawy, a monety zbierały osoby „noszące zasłonę i nienależące do rasy białej” (cytaty pochodzą z wyroku Trybunału). Kontekst polityczny oraz dyskryminujący przekaz sprawiły, że przeróbka nie spodobała się spadkobiercom W. Vandersteena. Pozwali oni J. Deckmyna z flamandzkiej partii politycznej, wydawcę kalendarza, na którego okładce umieszczony został sporny rysunek. Polityk twierdził, że stanowi on karykaturę polityczną i mieści się w pojęciu parodii, której zgodnie z belgijskim prawem autorskim, twórca nie może się sprzeciwić.
Spadkobiercy autora oryginalnego rysunku nie zgadzali się z taką interpretacją twierdząc, że przeróbka nie ma cech właściwych dla parodii, głównie ze względu na dyskryminujący przekaz i mały stopień oryginalności.
Możliwość ustanowienia przez państwa członkowskie wyjątków od monopolu twórcy w przypadku korzystania do celów parodii przewiduje dyrektywa 2001/29/WE. Dlatego belgijski sąd rozpatrujący tę sprawę postanowił zwrócić się do ETS z prośbą o doprecyzowanie pojęcia parodii w rozumieniu prawa europejskiego, by było ono jednolicie interpretowane na obszarze Unii.
Własny oryginalny charakter?
Trybunał, nie przesądzając kto ma rację w tej konkretnej sprawie, stwierdził, że „istotnymi cechami parodii jest po pierwsze to, że nawiązuje ona do istniejącego utworu, jednocześnie wykazując w porównaniu z nim uchwytne różnice, a po drugie to, że stanowi ona wypowiedź humorystyczną lub żartobliwą”. Jednakże zastosowanie w konkretnej sytuacji wyjątku przewidzianego dla parodii powinno zachowywać „właściwą równowagę między z jednej strony interesami i prawami twórców, a z drugiej strony wolnością wypowiedzi użytkownika utworu, który powołuje się na ten wyjątek”. Co bardzo ważne Trybunał stwierdził, że parodia nie musi wykazywać własnego oryginalnego charakteru. Wystarczy, że można uchwycić różnice w porównaniu z oryginałem.
Parodia w Polsce
Jakie znaczenie ma rozstrzygnięcie Trybunału dla wykładni polskich przepisów? Tak naprawdę trudno to stwierdzić, ponieważ polska ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych, w przeciwieństwie do wspomnianej dyrektywy i prawa belgijskiego, nie posługuje się w żadnym miejscu pojęciem parodii. Pojawia się ono w doktrynie w kontekście prawa cytatu. Parodię bezsprzecznie uznaje się za gatunek, który uzasadnia włączanie do własnego utworu stanowiącego samoistną całość urywków utworów lub drobne utwory w całości, bez zgody ich twórcy. Ale z istoty prawa cytatu wynika, że jest on jedynie dodatkiem do odrębnego, oryginalnego utworu.
Nie taką sytuację rozpatrywał Trybunał…
Bliższe unijnemu rozumieniu parodii jest przerabianie cudzej twórczości, które prowadzi do powstania opracowania. Rozpowszechnianie opracowania wymaga jednak zgody twórcy utworu oryginalnego. I polski ustawodawca nie przewidział tutaj żadnego wyjątku od tej zasady – także dla opracowania, które stanowi parodię. Co prawda w doktrynie przyjmuje się dopuszczalność tego rodzaju parodii. Argumentuje się, że bliżej jej do utworu inspirowanego niż do opracowania. Dla mnie jednak jest to słaby argument. Brak jasnego wskazania w ustawie możliwości rozpowszechniania opracowania-parodii bez zgody autora utworu oryginalnego stwarza problemy, szczególnie że taki wyjątek jest powszechnie akceptowany, także w prawie unijnym. Dyrektywa pozostawia decyzję w tej kwestii państwom członkowskim.
Gdyby polski ustawodawca przewidział możliwość legalnego korzystania z utworów do celów parodii, tak jak to wskazano we wspomnianej dyrektywie 2001/29/WE, nie byłoby już żadnych wątpliwości, że humorystyczne, uchwytnie różniące się od oryginału przeróbki piosenek wykonywane przez kabarety, czy parodie o takich cechach krążące w sieci, nie naruszają praw autorskich, o ile nie burzą równowagi pomiędzy interesami twórcy parodiowanego utworu a swobodą wypowiedzi autora parodii. W obecnym stanie prawnym nie jest to jednak wcale takie jednoznaczne.
EDIT: Stosowna nowelizacja została już wprowadzona do polskiej ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Zgodnie z art. 291 „wolno korzystać z utworów na potrzeby parodii, pastiszu lub karykatury w zakresie uzasadnionym prawami tych gatunków twórczości”.
Artykuł ukazał się w Rzeczpospolitej, w dodatku „Rzecz o prawie” z dnia 24.09.2014 r.
Brak komentarzy