Prawa twórców muzyki filmowej
Bardzo lubię muzykę filmową. Odpowiada mi jej ilustracyjność i melodyjny charakter. Ja ogólnie szukam w muzyce piękna i emocji, a nie nowatorskich brzmień czy zaskakujących efektów. Co nie oznacza, że mnie one nie interesują czy uważam je za gorsze – nie! Chętnie słucham także takich utworów. Po prostu bardziej do mnie trafia Bach niż Penderecki… .
Do napisania artykułu na temat muzyki filmowej zainspirowała mnie wiadomość o śmierci Wojciecha Kilara. We wspomnieniach pojawiały się ciekawe refleksje na temat znaczenia muzyki w filmie i roli twórcy tej muzyki. Jak w każdej kwestii związanej z ochroną utworów audiowizualnych, nie jest łatwo. Sytuacja jest nieco skomplikowana, ponieważ zazwyczaj inaczej traktuje się twórców muzyki stworzonej do filmu, a inaczej autorów dzieł, które powstały wcześniej i zostały w nim wykorzystane. I o tym głównie jest artykuł. Zapraszam!
Artykuł został opublikowany w Rzeczpospolitej („Rzecz o prawie”) z 5 lutego 2014 r. pod tytułem „Filmowa jedność: Wojciech Kilar to rozumiał”.
29 stycznia minął miesiąc od śmierci Wojciecha Kilara, znanego kompozytora i pianisty. W powszechnej świadomości Kilar występuje jako wybitny kompozytor muzyki filmowej.
Kilar był niezwykle ceniony przez reżyserów na całym świecie. On sam jednak, w wielu wywiadach podkreślał, że najważniejsza jest dla niego twórczość nie związana z filmem: „Film jest rzeczą bardzo przyjemną. Dzięki niemu zwiedziłem kawał świata, żyję trochę lepiej i jeżdżę lepszymi samochodami, ale ważniejsza jest muzyka symfoniczna”.
Jerzy Hoffman, wspominając Wojciecha Kilara, powiedział ciekawą rzecz na temat roli muzyki w filmie: „Rzecz polega na tym, że film składa się z szeregu elementów (…) I chodzi o to, żeby żaden z tych elementów nie grał tylko i wyłącznie dla siebie. Chodzi o to, żeby to wszystko tworzyło ensemble, całkowitą jedność. Żeby – jeżeli słucham muzyki – to ta muzyka nie jest koncertem samym dla siebie, ale dopomaga widzowi w odbiorze obrazu i nastroju – takiego, jaki zamierzył reżyser. Kilar to rozumiał.”
Muzyka jest integralnym elementem utworu audiowizualnego i ma wpływ na ostateczny jego odbiór przez widzów. Ma to swoje odzwierciedlenie w przepisach prawa autorskiego. Autor muzyki stworzonej do filmu, obok scenarzysty, reżysera, twórcy adaptacji utworu literackiego i operatora obrazu, został wymieniony w art. 69 PrAut jako współtwórca utworu audiowizualnego. Wyliczenie to nie jest jednak wyczerpujące, ponieważ zgodnie z tym przepisem, każda osoba, która wniosła wkład twórczy w powstanie utworu audiowizualnego, może być uznana za jego współtwórcę.
Najczęściej przyjmuje się, że kompozytor jest współtwórcą filmu tylko wtedy, gdy muzyka powstawała razem z filmem. Jest to zgodne z ogólnymi teoriami na temat utworów współautorskich, które zakładają porozumienie pomiędzy twórcami w trakcie tworzenia utworu jako jednolitej całości. Dlatego kompozytor utworu, który powstał niezależnie i został jedynie wykorzystany w filmie, nie jest co do zasady uznawany za współautora filmu. Taką sytuację kwalifikuje się jako połączenie utworów.
Rzeczywiście, w praktyce te sytuacje się od siebie znacząco różnią. Muzyka filmowa, taka jaką tworzył m.in. Wojciech Kilar, jest ściśle dopasowania, zsynchronizowana z filmem. Stanowi integralną jego część stworzoną w porozumieniu z innymi jego współtwórcami. Natomiast muzyka, która powstała niezależnie, nie tworzy z filmem tak ścisłej jedności. Nie można jednak wykluczyć, że muzyka wybrana przez twórców filmu, także może do niego idealnie pasować i mieć duży wpływ na ostateczny odbiór dzieła. Pierwszym przykładem, który przyszedł mi na myśl jest „Odyseja Kosmiczna: 2001”, w której wykorzystano utwór Richarda Straussa „Tako rzecze Zaratustra” oraz słynny walc Johanna Straussa. Ten pierwszy utwór jest powszechnie kojarzony z filmem Francisa Coppoli. Mało kto wie, kto go skomponował i jaki jest jego prawdziwy tytuł.
W ostatnich latach bardzo często oba typy muzyki współistnieją w filmie. Oryginalna ścieżka dźwiękowa jest uzupełniona o piosenki, które powstały niezależnie od filmu, ale zostały tak dobrane, by wywołać u odbiorcy określone wrażenia. Na przykład w filmie „Love Actually”, obok oryginalnego soundtracku Craiga Armstronga, możemy usłyszeć wiele znanych piosenek (np. „All You Need Is Love” Beatlesów). Reżyser Richard Curtis zaznaczył, że „album to nie składanka przypadkowych piosenek, tylko przemyślana całość stanowiąca oś i duszę filmu. Bez muzyki „Love Actually” nie byłoby kompletne. Każdy utwór ma swoją własną historię do opowiedzenia.”
Rozstrzygnięcie, czy autor muzyki do filmu jest współtwórcą, wpływa na jego uprawnienia wynikające z prawa autorskiego. Na podstawie art. 70 ust. 2 (1) PrAut współtwórcy utworu audiowizualnego mają prawo do niezbywalnego wynagrodzenia m.in. za wyświetlanie filmu w kinach, nadawanie go w telewizji czy tworzenie kopii przeznaczonych do własnego użytku osobistego. Powyższe wynagrodzenie jest wypłacane za pośrednictwem organizacji zbiorowego zarządzania. Nie ulega wątpliwości, że autor oryginalnej muzyki stworzonej do filmu, ma prawo do tego wynagrodzenia. Ale czy autor muzyki, która została jedynie wykorzystana w filmie, także może być zaliczony do tego grona? Tak było do 2007 r. W obecnym stanie prawnym zagadnienie to wymaga rozstrzygnięcia, czy autora takiego utworu można uznać za osobę, która „wniosła wkład twórczy” w powstanie filmu. Moim zdaniem nie jest to wykluczone. Musi to być jednak przedmiotem badania każdej konkretnej sytuacji.
Brak komentarzy